Dzisiaj krótko o historii tego chustecznika,...
Postąpiłam z nim jak zwykle: podkład, żółtko i na koniec warstwa farby. I byłoby wszystko ok , gdyby nie okazało się, że farba jakoś nakłada się źle a na dodatek w pomieszczeniu było zimno i spękania nie wyszły.
Już kilka razy tak miałam, więc należało podjąć decyzję co z tym zrobić... chciałam przetrzeć to papierem ściernym i zacząć od nowa...ale kilka przetarć dało ciekawy efekt zniszczonego drewna... Pozostało już tylko znaleźć odpowiednią serwetkę.... A efekt końcowy jest taki:
Dziękuję stałym czytelnikom za wytrwałość w czytaniu mojego bloga i zastawianie cudnych komentarzy :)
Mimo perypetii, chustecznik wyszedł fajnie i wszystko wygląda tak, jak trzeba:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziękuje pięknie i pozdrawiam :)
UsuńI można by tu rzec, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło:) Świetnie!!!
OdpowiedzUsuńHa ha ! dziękuję stare powiedzenie się sprawdza. Pozdrawiam :)
UsuńNie była byś sobą, gdybyś nie po eksperymentowała, i dobrze, bo chustecznik, taki światowy Ci wyszedł.Oby tak dalej.)
OdpowiedzUsuńDziękuję, miło mi czytać taką pochwałę, Pozdrawiam :)
UsuńOj znam ten ból jak coś nie wychodzi. Efekt wyszedł super i ile złotówek w kieszeni na zaoszczędzonym preparacie do zadrapań. :-)
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie Agniesiu za takie słowa. Pozdrawiam. :)
UsuńAgnieszko poradziłas sobie koncertowo z ta niby nieudana pracą. Jak bys sie nie przyznała, ze tam miały byc spekania w zyciu bym sie nie domysliła. Chustecznik wyszedł super !!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję Ci Aniu za miłe słowa. Pozdrawiam ciepło :)
Usuń